Z piekła do nieba....
28.05.2017 r. Wiekowianka Wiekowo - Mechanik Bobolice 3:2 (0:2) br. Rogala Szymon x 2, Parus Marcin
Skład: Kapała Marek - Krupski Dariusz, Szczygieł Piotr kpt., Kępka Kamil, Szczepaniak Mateusz, Gorgol Mateusz, Rogala Szymon, Śniadecki Wojciech (od 90 min. Kubicki Szymon), Jaworski Patryk (od 87 min. Hliwa Kacper), Tulin Patryk (od 65 min. Kowalski Damian), Parus Marcin
Nieobecni: Balcerek Karol (praca), Ratajczyk Bartłomiej i Wilk Mateusz (kontuzje), Zbylut Kamil i Popławski Robert (grali w juniorach starszych), reszta poza kadrą meczową
Żółte kartki: Szczygieł Piotr, Śniadecki Wojciech i Kępka Kamil
Do meczu przystąpiliśmy mocno skoncentrowani i pełni wiary w końcowy sukces. Dla nas każdy mecz niezależnie z kim jest meczem o życie, w którym wszystko zależy tylko od nas samych. Nie będziemy czekać na wyniki innych, jeżeli chcemy, a chcemy utrzymać ligę to musimy to zrobić sami. Im bliżej końca rozgrywek tym częściej zdarzać się będą zaskakujące rezultaty (dzisiaj to był mecz Sokoła z Saturnem). Czasami jak się mocno chce to nie zawsze wychodzi. Tak też było w pierwszej połowie, w której nie oddaliśmy celnego strzału na bramkę gości. Piłka po rzutach wolnych Marcina Parusa szybowała wysoko ponad bramką. W 27 minucie po rzucie rożnym i kilku główkach piłka wpadła obok bezradnego Marka Kapały do naszej bramki. Kilka minut później po błędzie w środku boiska było już 2:0 dla gości. Zaczynało być dla nas bardzo groźnie. Na nasze szczęście zaczęliśmy grać nieco lepiej i do końca pierwszej połowy nie straciliśmy już bramki. Marna to była jednak pociecha, bo nas wyłącznie interesowały trzy punkty. Na drugą połowę można śmiało powiedzieć wyszła inna drużyna. Kilka minut przerwy, uspokojenie gorących głów i kilka szczerych rozmów zrobiły swoje W 51 minucie po dośrodkowaniu Patryka Tulina nieskuteczny w pierwszej połowie Marcin Parus przypomniał sobie jak się zdobywa bramki i było już tylko 1:2. Widać było, że z każdą upływającą minutą Mechanik gaśnie, ale mimo to kilka razy zakotłowało się w naszym polu karnym. Tym razem zawsze na wysokości zadania stawali obrońcy lub Marek. Zawodnicy nasi poczuli krew i coraz mocniej naciskali przeciwnika. W środku pola niczym lokomotywa tyrał Rogi, który w 65 minucie po rogu bitym przez Marcina Parusa główką doprowadził do remisu. Mając punkt bardzo uważnie graliśmy w obronie i groźnie kontratakowaliśmy. Był i słupek, była piękna obrona bramkarza gości, a kilka strzałów minimalnie minęła światło bramki. Zawodnicy gości padali pod wpływem skurczów na murawę i kiedy wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem, to my zadaliśmy ostateczny cios. Po przejęciu piłki w środku do prostopadłego podania wystartował Szymon Rogala i ubiegając bramkarza umieścił piłkę w bramce gości. W geście radości wbiegł na pryzmę piachu, a za nim cała drużyna. Mało go tam nie udusili. Po wznowieniu gry nie daliśmy gościom nawet zbliżyć się do naszego pola karnego. I za dwie minuty mogliśmy w środku koła odtańczyć taniec zwycięstwa. O naszej determinacji niech świadczy fakt, że Damian Kowalski mimo rozciętej skóry na głowie, po opatrzeniu rany jeszcze dzielniej walczył niż było to wcześniej. Zawodnicy pokazali dzisiaj, że mają charakter i jaja. Wyciągnąć z 0:2 zwycięstwo to jest coś, co nie wszyscy potrafią, tym bardziej grając z nożem na gardle. Ale już zapominamy o tym zwyciestwie, bo za tydzień następny mecz z Lechem Czaplinek. Wydaje się, że możemy przedłużyć naszą serię zwycięstw. Dzisiejsze zwycięstwo zespół dedykuje chorej córce trenera Łukasza Szmajdziaka.